Wyjdź w góry, zobacz, pomyśl - pomóż, czyli działaj! Relacja z Wintercamp X okiem harcerskiej instruktorki

 

Zimowe biwakowanie w górach to zawsze lekcja pokory. Niezależnie czy wyjeżdżasz na wędrowanie sam czy z drużyną. Na Tobie, jako instruktorze spoczywa niebagatelny obowiązek dbania o bezpieczeństwo. I to właśnie ta myśl powinna się pojawiać w momencie, kiedy zaczniesz planować zimową wędrówkę.

 

Harcerstwo i góry zimą

W harcerstwie robimy fajne rzeczy. Zawsze wyróżniamy się na tle rówieśników umiejętnościami survivalowymi czy zdolnością pracy w grupie. W przypadku zimowego wędrowania po górach najczęściej… przeceniamy swoje możliwości. Gdy wyruszamy latem na Trzy Pióra, to wiemy, że mamy ze sobą konieczny ubiór, nóż, 5 zapałek i apteczkę osobistą. Oczywiście wyposażenie jest zależne od środowiska – czasami jest to paczka zapałek i menażka, śpiwór, a innym razem dodatkowo folia NRC… Zabieramy jednak ze sobą ograniczony ekwipunek potrzebny, aby przetrwać i wrócić całym i zdrowym do obozowiska. To, że przeszliśmy taką próbę sprawia, że zaczynamy za bardzo “chojrakować”. Jest to wielkie uogólnienie, ale przyznacie, że niektórym się to zdarza?  W moim środowisku co roku jeździliśmy zimą w góry, głównie po to, aby zjeść ze sobą wieczerze, ale skutkiem ubocznym była zimowa wędrówka po górach. Pamiętam, że oprócz okrutnie ciężkiego plecaka wojskowego, miałam ze sobą tylko getry harcerskie, które robiły za stuptuty, no i letni śpiwór. Dopiero z czasem zakupiłam śpiwór puchowy, lepsze buty i odpowiednią odzież. Powiększając swoje zaplecze techniczne, stwierdziłam, że trzeba również poszerzać sakwę umiejętności, aby kiedyś sobie nie zrobić krzywdy. W ten sposób poznałam podstawy zimowej turystyki górskiej na kursie w Tatrach, a następnie zakupiłam łopatę, hamak i pojechałam na… Wintercamp! Dzięki uprzejmości Wody Góry Las.

Wygrałam konkurs Woda Góry Las

Swoją przygodę z tą imprezą rozpoczęłam od napisania komentarza pod postem WGL. Udało się! W ferworze walki ogłosiłam sobie alarm plecakowy, spakowałam manatki i wyruszyłam na podbój Turbacza! Jeżeli coś nie mieściło się do 50 litrowego plecaka, to zostawało w domu. Do podstawowego ekwipunku zaliczam: śpiwór, czołówkę, matę do pompowania, hamak, płachtę biwakowa, łopatę, liofilizaty, niezbędnik, duży kubek metalowy, przybory do mycia, odzież i bieliznę oraz wodę. Bez szału, ale rozsądnie dobrane do pogody i gabarytów osoby niosącej plecak. To, co zawsze denerwowało mnie w wyjazdach grupowych to nieumiejętne pakowanie. Wychodzę z założenia, że jeżeli jesteś instruktorem, który na 4-dniowy biwak nie potrafi się zapakować w 45-50 litrowy plecak i przytracza wszystko na zewnątrz plecaka, to nadajesz się na zdolnego cyrkowca, osła jucznego, a nie przewodnika swoich podopiecznych. Wracamy tutaj do podstaw. Gdy rodzic wysyła zucha na biwak, a ten nie może unieść swojego plecaka, to nie ma „druhna/druh pomoże”. Na harcerskim szlaku wiele razy widziałam, że dżentelmeni zgarniali plecaki dziewczynom, a po dojściu do schroniska okazywało się, że w tych plecakach jest np. półkilogramowe masło do ciała (!). W przypadku pakowania bagażu – mniej znaczy więcej. Im mniejszy gabaryt będzie na Twoich plecach, tym większe prawdopodobieństwo, że dotrzesz na szczyt przed zmrokiem albo dojdziesz do schroniska szybciej i sprawniej. Na szkoleniu sprzętowym z Krzyśkiem z WGLa dowiedziałam się kilku fajnych rzeczy, które z pewnością wykorzystam w trakcie trekkingów. Mam tendencje do wydawania pieniędzy na dobre jakościowo produkty. Nie inaczej jest w przypadku zakupu sprzętu turystycznego. Nie wiedziałam jednak jaką robotę mogą zrobić odpowiednie materiały. Zamiast zabierać kilka koszulek na  tygodniowy trekking, mogę zabrać jedną – z wełny. Nie narażając siebie i współtowarzyszy na wyprodukowanie bomby biologicznej! Szkolenie opiewało również dobranie rakiet na zimowe wędrówki, praktyczne informacje dotyczące paliw do kuchenek turystycznych, gadżety elektroniczne oraz… plecaki! O tym, jak ważne jest dobranie systemu nośnego i, że warto zainwestować w dobry plecak, chyba Wam nie muszę mówić? Jeżeli jednak TAK to odsyłam do Poradnika Wody Góry Las.

Szkolenia na Wintercamp X

Wintercamp to nie tylko szkolenie sprzętowe, ale również biwakowe, medyczne, lawinowe i skitury! Do zdecydowanie na plus zaliczam szkolenie lawinowe. Nie dlatego, że pokazano nam metody poszukiwań osób w przypadku posiadania detektora i jego nieposiadania. Najcenniejsza rada z tego szkolenia to POKORA! Góry nie są naszą niańką, nie są dobrą druhną. Są piękne, ale również niebezpieczne. Po szkoleniu bardzo mocno zapadły mi słowa Rafała i Marka – „w góry najpierw pakujemy mózg!”. Wiecie, dlaczego osoby po szkoleniach lawinowych stosunkowo rzadziej giną pod lawinami? Nie dlatego, że są superbohaterami i zmieniają lawinę w mgiełkę, za pomocą pstryknięcia palców. Osoby po szkoleniach lawinowych najczęściej nie wychodzą w góry, gdy coś im grozi. To co aplikuje się w dużej dawce na takich szkoleniach… to rozsądek! Nie zapominajcie o nim zarówno, wychodząc samemu w góry, jak i zabierając swoją drużynę!

Co do pozostałych szkoleń, będąc zupełnie szczerą, nie wybrałam szkolenia biwakowego, ponieważ przeszłam podobne na kursie turystyki zimowej i uznałam, że nie nauczę się niczego nowego. Na szkolenia skiturowe nie było już miejsc…a na szkolenie medyczne zaspałam! To była noc, którą spędziłam testując hamak i tak dobrze mi się spało, że… wstałam o 9! Oczywiście słońce obudziło mnie o 6:40, ale przekręciłam się na drugi bok i spałam w najlepsze.

Wintercamp to nie tylko szkolenia!

To, co dla mnie, jako instruktorki było ważnym na Wintercampie to ludzie. Jako HRowiec i jako harcerka bazuję na relacjach z ludźmi. Było mi niezmiernie miło spotkać sporo otwartych umysłów, z bardzo różnymi doświadczeniami zimowymi. Z sentymentem będę wspominać poranne herbaty z Wojtkiem z Pajaka oraz Rafałem z Lesovika, podczas których chłonęłam wiedzę na temat materiałów, puchu, płacht biwakowych itd. itp. Okazało się również, że panowie są harcerzami i o wiele prościej było mi dyskutować do późnych godzin wieczornych na tematy okołoturystyczne. Nie zapomnę również osób spotkanych na szlaku i na szkoleniach. Bardzo duża różnorodność uczestników sprawiała, że mogłam dyskutować zarówno z osobami, które postawiły swoją nogę na ośmiotysięczniku czy pięciotysięcznikach oraz tymi, które nigdy w życiu się nie wspinały, a tydzień wcześniej zdecydowały się, że przyjadą na zimowy biwak.

Wisienką na torcie X edycji Wintercampa były dla mnie: lodowspinaczka i trening biegowyz Piotrem Hercogiem.  I o ile ściana przygotowana przez Petzl była zaprawdę niska, to świetnie czułam się, trzymając znowu czekan w dłoni i mając raki na nogach. Zaciskałam bardzo mocno kciuki za sobotnie zawody i za każdą dziewczynę, która brała udział w rywalizacji. Kiedy byłam w klasie maturalnej, stanęłam przed wyborem tematu prezentacji z języka polskiego. Teraz z błyskiem w oku wspominam opowieść o Wandzie Rutkiewicz, jako postaci kobiecej w tekstach kultury. Nie sądziłam wtedy, że sama zakocham się w stawianiu kolejnych kroków w lodzie i wiązaniu kolejnych wyblinek. Idzie mi to opornie i jeszcze długa droga przede mną, ale było miło znowu się wwiązać i zapytać „mogę iść?”. Trening biegowy w piątkowy poranek to coś, co dało mi niesamowite uderzenie energii na cały weekend! Sama aktualnie przygotowuję się do Biegu Rzeźniczka (28 km po Bieszczadach) i kolejnego dystansu maratońskiego (42.195km), możliwość treningu z „legendą” była świetnym doświadczeniem! Rozgrzewka pod schroniskiem, przebieżka na Turbacz i sporo podbiegów sprawiły, że moje mięśnie przypomniały sobie, że żyją. Nie potrzebny był do tego długi dystans, wystarczyło 40 minut naprzemiennego tempa i zbiegania oraz podbiegów. To był trening, który każdy z nas mógłby przygotować dla swojego środowiska i rozpalić niejedną iskrę w oku!

Zarażaj pasją!

Jeżeli jeszcze myślisz, że zimowe biwakowanie nie jest dla Ciebie, to pamiętaj, że jesteś wędrownikiem. Spróbuj! Wyrób własną opinię! Pamiętaj, że w życiu ważna jest pasja. Jeżeli przyjedziesz na Wintercamp nie czując w sobie żadnych pokładów pasji, to przepalisz pieniądze. Otwórz się na ludzi, chłoń doświadczenia. Posłuchaj osób, które mają do powiedzenia coś ciekawego w trakcie prelekcji, przypatrz się sponsorom i ucz się od najlepszych na szkoleniach. Przekuj te 4 dni w świetną relację dla swojego środowiska i zarażaj innych! To jedyna forma choroby, którą akceptuję! Zarażaj pasją!

Pomyśl ile ciekawych szczytów, niezapomnianych wędrówek i nocy pod gwiazdami czeka Cię jeżeli nauczysz się bezpiecznego poruszania, biwakowania w jamie śnieżnej, okopywania namiotu w śniegu, rozwieszania hamaka po zmroku, udzielania pierwszej pomocy w przypadku hipotermii czy wspinaczki po drzewie (drytooling)! Wyjdź w góry i działaj!


PS. NIE ZAPOMINAJ O SPAKOWANIU MÓZGU.

 

Redaktor: Ewelina Buchta

Instruktorka ZHP, w stanie spoczynku od 2015 roku. Była Zastępczyni Komendanta Hufca ZHP Mysłowice. Zawodowo, Specjalista ds. eventów i wsparcia HR w branży IT. Prywatnie tańczy z ogniem, biega maratony, kolekcjonuje tatuaże, pasjonuje się wędrowaniem z plecakiem, a od 2014 jest początkującym wspinaczem (wciąż wierzy, że się w końcu nauczy!).