Z kroniki obozowej – pomysły na zajęcia w trakcie obozu

 

Czas Harcerskiej Akcji Letniej 2016 dobiegł końca. Przyszła jesień, zaczęła się szkoła, a wraz z nią pierwsze zbiórki. Z obozu zostały wspomnienia i doświadczenia… Całe mnóstwo wspomnień i doświadczeń, które warto zapisać, by się gdzieś nie zapodziały. Może staną się inspiracją dla innych?

Talony obozowe

 Są w kopertach z woskową pieczęcią. Pojawiają się wszędzie, w dowolnym momencie. Można je znaleźć na trasie gry terenowej, przy kąpielisku, na stołówce, w przypadkowym miejscu w lesie, a nawet tuż pod ręką – na terenie obozu: pod stołem, na bramie, we własnym namiocie. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, by przysłużyć się całemu swojemu zastępowi.

Na początku jest tak, że każdy znaleziony talon z pewnością ucieszy tego, kto go otworzy. Kopertę można rozpieczętować tylko w obecności instruktora, a to, co znajdzie się w środku, ma dwudziestoczterogodzinny okres ważności – od momentu otwarcia. To zastęp decyduje, którego dnia złamie pieczęć. Zanim to nastąpi, wiadomo tylko, do której z trzech kategorii należy dany talon: żywnościowej, przywilejowej, czy specjalnej. Talony żywnościowe warto wykorzystać na przykład wtedy, gdy w zastępie skończy się zapas słodyczy – bo w kopercie znaleźć można między innymi przydział na colę, pizzę, lody, owoce. Talony z przywilejami związane są z obozową dyscypliną: mogą zwolnić zastęp z porannej zaprawy, dać pierwszeństwo przy wyruszaniu na grę terenową, zapewnić umycie menażek zastępu przez służbę kuchenną. Natomiast talony specjalne to istny rarytas, a jednocześnie tajemnica, więc zdradzimy tylko jeden pomysł: ekskluzywna bajka z kukiełkami, opowiadana zastępowi na dobranoc przez kadrę.

fot. J. Kosmowska


Później robi się trudniej. Na kopertach nie ma już oznaczeń kategorii, za to rozchodzą się wici, że nie każdy talon jest pozytywny. Zaczyna się ryzyko, bo złamanie pieczęci nadal obliguje do wykorzystania talonu w ciągu doby, przy czym może to oznaczać zarówno wyłączność na hamaki, jak i sprzątanie obozu albo dodatkową służbę na kuchni. Poza tym, zapieczętowanymi talonami można się wymieniać z pozostałymi zastępami.

I tak aż do ostatnich dni obozu. Po emocjach, częstych okrzykach radości i (rzadziej) jękach zawodu można sądzić, że to dobre urozmaicenie codziennych leśnych zajęć.

Master Chef

Ruszamy na pieszą wyprawę do miasta. Punkt docelowy: duży sklep. Każdy zastęp otrzymuje pulę dwudziestu złotych. Zadanie: kupić zestaw składników, które posłużą do przyrządzenia autorskiej potrawy zastępu na kuchni polowej. Wstępne pomysły na dania zostały wcześniej zaakceptowane przez kadrę, między innymi po to, by zapewnić wszystkim wspólne artykuły do podziału, takie jak: olej, sól i pieprz, cukier.

Po zakupach wracamy do lasu. Zbieramy drewno, przygotowujemy menażki i stanowiska. Każdy zastęp buduje swoją kuchnię polową, jak najbardziej funkcjonalną, i rozpala pod nią ognisko. Zawody kulinarne czas zacząć!

fot. R. Siekierzyński


I już wszędzie krojenie, obieranie, szatkowanie, przyprawianie, skwierczenie, bulgotanie, dym. Powoli (niekiedy baaardzo powoli) wszystko nabiera kształtów, zapachów i smaków, i to niebanalnych, szczególnie jak na warunki obozowe. Są ręcznie lepione pierogi z owocami leśnymi, jest gyros, risotto, tortilla, kurczak z rożna, ciasteczka z karmelem, słodkie naleśniki, pomidorówka, rosół, spaghetti… Doświadczona kulinarnie kadra-jury krąży między stanowiskami, obserwuje, podpowiada, degustuje. Gdy dania są gotowe, zastępy przygotowują porcje do oceny. Wszystko (albo prawie wszystko) szybko znika. Następnie jury naradza się w czeluściach kadrowego namiotu. Wszyscy czekają w napięciu aż do rozkazu, w którym wyniki zostaną ogłoszone.

Dzień Wojskowy

Pojawiają się tuż przed śniadaniem. Wyskakują z hammera przed bramą obozową. Jest ich siedmioro, wszyscy w mundurach i zielonych beretach z orłami. Zdyscyplinowani, pod czujnym okiem chorążego uwijają się z rozładunkiem sprzętu. Ruszają do lasu, by przygotować teren ćwiczebny. A harcerze w tym czasie jedzą kanapki, jeszcze nieświadomi wysiłku, który ich dziś czeka…

Zbiórka na placu apelowym. Przedstawienie gości, kilka słów wstępu, wyjaśnienie zasad bezpieczeństwa… I koniec gadania. Dwuszereg, biegiem do punktów nauczania marsz!

Punkt pierwszy: poligon. Każdy rekrut otrzymuje gumową replikę kałasznikowa. Do pokonania jest trasa złożona z kilku odcinków położonych na ciężkim, nierównym terenie wycinki drzew. Na początek postawy strzeleckie, później sprint, padnij, obserwacja przedpola, krycie, czołganie się. Partner zostaje ranny, trzeba go przetransportować, pełznąc między hałdami ziemi. Po chwili zamiana ról. Powstań, bieg zakosami z unikaniem ognia. Granat, padnij! Powstań! Padnij! Powstań! A to dopiero początek.

fot. B.Paczkowska


Punkt drugi: granaty. Kilka słów o danych technicznych, zasady bezpieczeństwa, poznawanie budowy i rodzajów granatów. A teraz praktyka: rzut granatem z pozycji klęcząc. To nie takie łatwe, jak by się mogło wydawać.

Punkt trzeci: amunicja. Znów trochę teorii, a później ćwiczenia – ładowanie magazynka na czas. Potrzebne są zręczne dłonie i stalowe nerwy. Jeszcze trzeba rozładować i zadbać o porządek, a później – stawić się u instruktora, który nauczy podstaw kamuflażu. Już po chwili wszyscy skrywają twarze pod farbami maskującymi.

Punkt czwarty: obrona przeciwgazowa. Czas ucieka, a tu trzeba sobie poradzić z założeniem kombinezonu OP-1 i maski gazowej. Mało tego: trzeba się w tym oporządzeniu przebiec, a później szybko je zdjąć i spakować. Za opieszałość i błędy – seria przysiadów lub pompek. I odpoczynek, a raczej: „odpoczynek” rekruta, w pozycji wyjątkowo niewygodnej dla wszystkich możliwych mięśni.

Uff. Wszystkie wyzwania zostały podjęte, misja zakończona powodzeniem. To dopiero satysfakcja – tym większa, im większe zmęczenie. Czas się ewakuować. Wsiadamy do hammera i ruszamy na jazdę terenową. Jest adrenalina, ale i śmiech. I bardzo wysokie pagórki.

Wracamy do obozu. Wykończeni, głodni, nadal w kamuflażu, ale zadowoleni i pełni wrażeń. Obiad znika w zastraszającym tempie. Jest jeszcze okazja, by bardziej swobodnie porozmawiać z żołnierzami (którzy nie są wcale tacy groźni!), a później znów zbiórka na placu apelowym. Każdy z dumą odbiera dyplom za ukończenie szkolenia.

Escape Game

„Kim jesteście…?” Drżący głos przerywa grobową ciszę, a my zdejmujemy opaski z oczu, ale nadal jest kompletnie ciemno. Przyprowadzono nas tu bez słowa wyjaśnienia, bez szans na rozpoznanie kierunku marszu. „Ja też nie wiem, o co chodzi… Zapalcie latarki.” Rozbłyska światło. Ona siedzi w kącie – tak, to wnętrze namiotu. Jest tak samo zagubiona, jak my. Rozglądamy się, wszystkie plały zasznurowane, nie da się rozwiązać, zresztą nie wiadomo, czy ktoś nie czai się na zewnątrz. Przy wejściu zamknięta kłódka. Tam – saperka. A tu, przy naszych nogach… Jakieś naczynia z brunatną cieczą, wystają z niej białe fragmenty… Co to jest?! Co tu się dzieje?! Trzeba się jakoś wydostać… Ale druhno, to tylko gra, prawda…?

Zamykamy kronikę. Chcesz wiedzieć, co dalej? Jedź na obóz! Następny już za rok, a do tego czasu jeszcze tak wiele się wydarzy…

Przygotowane na podstawie wspomnień z obozu 53 Poznańskiej Drużyny Harcerzy. HAL 2016

Redaktor: Bernadeta Paczkowska

Instruktorka 76 Szczepu DH i GZ z Poznania. Magister filologii polskiej, krytyczka literacka. Mieszka z dwoma kotami, chyba że akurat łazi po lasach. Czyta, pisze, gra na gitarze, słucha rocka. Marzy o całorocznym obozie harcerskim.